"We could be,
We could be anything tonight, just tell me everything you like
Can't you see,
We could be something if we tried, just tell me how to make you mine."
We could be anything tonight, just tell me everything you like
Can't you see,
We could be something if we tried, just tell me how to make you mine."
Otwieram gwałtownie oczy słysząc głośną muzykę. Czy ja nigdy nie mogę się wyspać? Marzyłem o tym po całym tygodniu pracy. Wyskakuje z łóżka jak oparzony i zbiegam szybko na dół.
Przysięgam, że niedługo wywalę Kai'a. Ten gnojek działa mi na nerwy.
-Czy ty wiesz, która jest godzina? - pytam ściszając program muzyczny. Kai podnosi głowę z nad telefonu. -Jedenasta? - mrużę oczy i zaciskam szczękę.
-To co, daj się wyspać. - odwracam się by iść do kuchni zrobić sobie kawę.
-Radzę Ci się pośpieszyć, zaraz przyjedzie Fede. - przysięgam, że go uduszę.
-Po co? - pytam
-Ma jakieś interesy do Ciebie. - kiwam głową i powracam do robienia kawy.
Po wypiciu cieczy, która przywraca mnie do żywych idę wsiąść prysznic, który dodatkowo mnie obudzi.
-Leon! - słyszę z dołu. Rzeczywiście szybko przyjechał. Zdążyłbym się wyspać 10 razy.
Schodzę do salonu a w oczy rzuca mi się postać Federico, który zawzięcie rozmawia przez telefon.
-Jestem. - odpowiadam zarzucając na siebie czarną bluzę.
-Okey, zaraz będziemy. - widząc mnie odpowiada szybko i rozłącza się.
-Gdzie mnie zabierasz? - pytam kiedy zwraca całą uwagę na mnie.
-Kumplu, potrzebuje Cię przy wyborze garnituru. - patrzy na mnie z nadzieją. Żałujcie, że tego nie widzicie. Nie wytrzymuje i wybucham śmiechem.
-Okey, pomogę Ci. - klepie go po ramieniu i ruszam z nim do wyjścia.
-Jeszcze musimy podjechać do mnie do domu. - informuje mnie. Kiwam lekko głową.
Kiedy podjeżdżamy na podjazd Fede opuszcza auto tłumacząc, że idzie zawołać dziewczyny.
Czyli Lu będzie z koleżanką. Wyciągam telefon aby sprawdzić czy przypadkiem ktoś nie dzwonił. Diego, trzy nieodebrane połączenia. Pewnie głośna muzyka w samochodzie Pasquarelli'ego zagłuszyła dźwięk telefonu. Oddzwaniam szybko do Hernandeza.
Słysząc śmiech Ludmiły rozłączam się szybko, aby przypadkiem nie usłyszeli o czym z nim rozmawiam. Kiedy wszyscy wsiedli do auta Ludmiła postanowiła przedstawić mi swoją koleżankę.
-Leon Ty pewnie nie znasz Violetty? Poznajcie się.
-Leon Ver... - nie dokańczam kiedy widzę tą samą kobietę co na komisariacie i wczoraj na imprezie.
-Verdas. - dokańczam podając jej rękę i sztucznie się uśmiechając. Szatynka jest w takim samym szoku co ja przed chwilą. Widzę tylko jak jej szczęka zaciska się a spojrzenie zmienia na pełne pogardy. Ściska moją dłoń i z odwzajemnionym, równie sztucznym, uśmiechem odpowiada.
-Violetta Castillo. - wpatruję się w nią puki ona sama nie odwróci wzroku.
Nie żeby coś ale lubię jak ona się denerwuję.
~~~
-Chłopie ty kiedyś widziałeś wygląd Pana Młodego? - pytam kiedy pokazuje mi kolejną koszulę. On nie ma pojęcia o niczym.
-Tak, ale wiesz Luśka chce, żeby było oryginalnie. - przewracam oczami.
-No dobra, ale to nie znaczy, że masz się ubrać jak klown. Ludzie sobie pomyślą o pewnie Pan Młody zwiał i żeby poprawić humor wynajął dziwaka, żeby zabawił ludzi. Bierz białą koszulę i mnie nie denerwuj. - Fede zrezygnowany odwiesza pstrokatą koszulę na miejsce i bierze ode mnie pierwszą, którą mu poleciłem.
Wychodzimy ze sklepu i widzimy Ludmiłę o dziwo nie ma przy niej Violetty.
-Blondyna gdzie twoja przyjaciółeczka? -pytam kiedy podchodzimy do niej.
-Jest jeszcze w sklepie. Przyszłam was spytać czy chcecie kawę? - Obaj kiwnęliśmy twierdząco głową.
-Fede chodź pomożesz zabrać mi się z tym wszystkim. - Mówi pokazując wszystkie torby.
-Daj mi to Lu. - odpowiada i chwyta za torby prawdopodobnie z ciuchami. Kiedy ruszają na przód chce podążać za nimi ale blondynka odwraca się w moją stronę.
-Leon możesz iść po Violette, spotkała znajomą w tym sklepie na rogu, wiec pewnie nadal tam jest. - Przewracam oczami i kieruję się w wyznaczone miejsce. Dlaczego zawsze ja.
-Jest jeszcze w sklepie. Przyszłam was spytać czy chcecie kawę? - Obaj kiwnęliśmy twierdząco głową.
-Fede chodź pomożesz zabrać mi się z tym wszystkim. - Mówi pokazując wszystkie torby.
-Daj mi to Lu. - odpowiada i chwyta za torby prawdopodobnie z ciuchami. Kiedy ruszają na przód chce podążać za nimi ale blondynka odwraca się w moją stronę.
-Leon możesz iść po Violette, spotkała znajomą w tym sklepie na rogu, wiec pewnie nadal tam jest. - Przewracam oczami i kieruję się w wyznaczone miejsce. Dlaczego zawsze ja.
Wpatrując się w podłogę wpadam na jakąś osobę. Podnoszę wzrok i moje spojrzenie spotyka się z czekoladowymi oczami Castillo.
-Hej skarbie. - mówię posyłając jej sztuczny uśmiech. Violetta tylko mamrocze coś pod nosem.
-Nie nazywaj mnie tak! - Syczy.
-Dobrze, skarbie. - Szatynka posyła mi tylko groźne spojrzenie.
-Dlaczego tu przyszedłeś? - pyta podążając wzdłuż korytarza. Szybko ją doganiam.
-Ludmiła mnie prosiła. Sam z siebie bym nie przyszedł. - Brązowooka zaśmiała się na moje słowa.
-No tak zapomniałam. Jesteś przecież tak pewny siebie, że masz wszystko gdzieś. - Prycham na jej słowa.-Hej skarbie. - mówię posyłając jej sztuczny uśmiech. Violetta tylko mamrocze coś pod nosem.
-Nie nazywaj mnie tak! - Syczy.
-Dobrze, skarbie. - Szatynka posyła mi tylko groźne spojrzenie.
-Dlaczego tu przyszedłeś? - pyta podążając wzdłuż korytarza. Szybko ją doganiam.
-Ludmiła mnie prosiła. Sam z siebie bym nie przyszedł. - Brązowooka zaśmiała się na moje słowa.
-Rusz się lepiej bo Ludmiła kupiła kawę a ja nie lubię zimnej. - Kolejny raz przewraca oczami.
-Zadufany w sobie dupek. - powiedziała cicho ale udało mi się to doskonale usłyszeć, ponieważ byłem obok. Przybrałem uśmiech na twarzy i podążałem z szatynką do kawiarni, w której czekała na nas Ludmiła z Federico.
~~~
Hej, przedstawiam wam trzeci rozdział.
Średnio mi się podoba ale coś zostawić muszę.
Nudny, ale w następnym może coś się ciekawego wydarzy. =)
Do następnego!