sobota, 14 stycznia 2017

3.Hej skarbie..

"We could be,
We could be anything tonight, just tell me everything you like
Can't you see,
We could be something if we tried, just tell me how to make you mine."

Otwieram gwałtownie oczy słysząc głośną muzykę. Czy ja nigdy nie mogę się wyspać? Marzyłem o tym po całym tygodniu pracy. Wyskakuje z  łóżka jak oparzony i zbiegam szybko na dół.
Przysięgam, że niedługo wywalę Kai'a. Ten gnojek działa mi na nerwy.
-Czy ty wiesz, która jest godzina? - pytam ściszając program muzyczny. Kai podnosi głowę z nad telefonu. -Jedenasta? - mrużę oczy i zaciskam szczękę.
-To co, daj się wyspać. - odwracam się by iść do kuchni zrobić sobie kawę.
-Radzę Ci się pośpieszyć, zaraz przyjedzie Fede. - przysięgam, że go uduszę.
-Po co? - pytam
-Ma jakieś interesy do Ciebie. - kiwam głową i powracam do robienia kawy.
 Po wypiciu cieczy, która przywraca mnie do żywych idę wsiąść prysznic, który dodatkowo mnie obudzi.
-Leon! - słyszę z dołu. Rzeczywiście szybko przyjechał. Zdążyłbym się wyspać 10 razy.
Schodzę do salonu a w oczy rzuca mi się postać Federico, który zawzięcie rozmawia przez telefon.
-Jestem. - odpowiadam zarzucając na siebie czarną bluzę.
-Okey, zaraz będziemy. - widząc mnie odpowiada szybko i rozłącza się.
-Gdzie mnie zabierasz? - pytam kiedy zwraca całą uwagę na mnie.
-Kumplu, potrzebuje Cię przy wyborze garnituru. - patrzy na mnie z nadzieją. Żałujcie, że tego nie widzicie.  Nie wytrzymuje i wybucham śmiechem.
-Okey, pomogę Ci. - klepie go po ramieniu i ruszam z nim do wyjścia.
-Jeszcze musimy podjechać do mnie do domu. - informuje mnie. Kiwam lekko głową.
Kiedy podjeżdżamy na podjazd Fede opuszcza auto tłumacząc, że idzie zawołać dziewczyny.
Czyli Lu będzie z koleżanką. Wyciągam telefon aby sprawdzić czy przypadkiem ktoś nie dzwonił. Diego, trzy nieodebrane połączenia. Pewnie głośna muzyka w samochodzie Pasquarelli'ego zagłuszyła dźwięk telefonu. Oddzwaniam szybko do Hernandeza.
Słysząc śmiech Ludmiły rozłączam się szybko, aby przypadkiem nie usłyszeli o czym z nim rozmawiam. Kiedy wszyscy wsiedli do auta Ludmiła postanowiła przedstawić mi swoją koleżankę. 
-Leon Ty pewnie nie znasz Violetty? Poznajcie się.
-Leon Ver... - nie dokańczam kiedy widzę tą samą kobietę co na komisariacie i wczoraj na imprezie. 
-Verdas. - dokańczam podając jej rękę i sztucznie się uśmiechając. Szatynka jest w takim samym szoku co ja przed chwilą. Widzę tylko jak jej szczęka zaciska się a spojrzenie zmienia na pełne pogardy. Ściska moją dłoń i z odwzajemnionym, równie sztucznym, uśmiechem odpowiada.
-Violetta Castillo. - wpatruję się w nią puki ona sama nie odwróci wzroku. 
Nie żeby coś ale lubię jak ona się denerwuję. 
~~~
-Chłopie ty kiedyś widziałeś wygląd Pana Młodego? - pytam kiedy pokazuje mi kolejną koszulę. On nie ma pojęcia o niczym.
-Tak, ale wiesz Luśka chce, żeby było oryginalnie. - przewracam oczami.
-No dobra, ale to nie znaczy, że masz się ubrać jak klown. Ludzie sobie pomyślą o pewnie Pan Młody zwiał i żeby poprawić humor wynajął dziwaka, żeby zabawił ludzi. Bierz białą koszulę i mnie nie denerwuj. - Fede zrezygnowany odwiesza pstrokatą koszulę na miejsce i bierze ode mnie pierwszą, którą mu poleciłem. 
Wychodzimy ze sklepu i widzimy Ludmiłę o dziwo nie ma przy niej Violetty. 
-Blondyna gdzie twoja przyjaciółeczka? -pytam kiedy podchodzimy do niej.
-Jest jeszcze w sklepie.  Przyszłam was spytać czy chcecie kawę? - Obaj kiwnęliśmy twierdząco głową.
-Fede chodź pomożesz zabrać mi się z tym wszystkim. - Mówi pokazując wszystkie torby.
-Daj mi to Lu. - odpowiada i chwyta za torby prawdopodobnie z ciuchami. Kiedy ruszają na przód chce podążać za nimi ale blondynka odwraca się w  moją stronę.
-Leon możesz iść po Violette, spotkała znajomą w tym sklepie na rogu, wiec pewnie nadal tam jest. - Przewracam oczami i kieruję się w wyznaczone miejsce. Dlaczego zawsze ja. 
Wpatrując się w podłogę wpadam na jakąś osobę. Podnoszę wzrok i moje spojrzenie spotyka się z czekoladowymi oczami Castillo.
-Hej skarbie. - mówię posyłając jej sztuczny uśmiech. Violetta tylko mamrocze coś pod nosem.
-Nie nazywaj mnie tak! - Syczy.
-Dobrze, skarbie. - Szatynka posyła mi tylko groźne spojrzenie.
-Dlaczego tu przyszedłeś? - pyta podążając wzdłuż korytarza. Szybko ją doganiam.
-Ludmiła mnie prosiła. Sam z siebie bym nie przyszedł. - Brązowooka zaśmiała się na moje słowa.
-No tak zapomniałam. Jesteś przecież tak pewny siebie, że masz wszystko gdzieś. - Prycham na jej słowa.
-Rusz się lepiej bo Ludmiła kupiła kawę a ja nie lubię zimnej. - Kolejny raz przewraca oczami.
-Zadufany w sobie dupek. - powiedziała cicho ale udało mi się to doskonale usłyszeć, ponieważ byłem obok.  Przybrałem uśmiech na twarzy i podążałem z szatynką do kawiarni, w której czekała na nas Ludmiła z Federico.
~~~
Hej, przedstawiam wam trzeci rozdział.
Średnio mi się podoba ale coś zostawić muszę.
Nudny, ale w następnym może coś się ciekawego wydarzy. =)
Do następnego!


poniedziałek, 2 stycznia 2017

2.Mecz u Ciebie.

-Czy ty już nigdy nie ruszysz się na imprezę? - pyta Kai, który razem z Diego od 20 minut próbują namówić mnie na wyjście do Klubu. Nie uśmiecha mi się iść znów tam po ostatnich atrakcjach.
-Czy ja jestem jedynym waszym znajomym?  Rozumiem Kai'a, bo nikt go nie lubi, ale ty Diego? - obaj spoglądają na siebie i chyba lekko wkurzeni zrywają się z miejsca.
-Zaciągniemy Cię tam siłą. - stwierdza Diego i obaj łapią mnie pod ramię i prowadzą do wyjścia z mojego mieszkania.
Wyrywam się z ich sidł i staje w miejscu. Odwracają się w moją stronę i patrzą jak na głupka.
-No chyba nie myślicie, że pójdę w dresach. - Wskazuję na swoje dość duże spodnie i kieruję się do swojej garderoby. Trzeba się doprowadzić do normalnego stanu. Mam nadzieję, że żaden idiota nie popsuję mi zabawy.
~~~
-Idę zamówić nam coś na poprawienie humoru. - mówi Diego od razu po dotarciu do loży. Rozglądam się po sali, która idealnie widać z naszego miejsca.
-Chyba zmniejszyli minimalny wiek, bo dzieciarnia opanowała sale. - Kai śmieje się pod nosem.
-To po prostu Ty jesteś stary, limit wciąż ten sam. - mierzę go wzrokiem i dogryzam.
-Ja przynajmniej wyglądam na swój wiek. Powinieneś się zacząć martwić bo wyglądasz jak niedożywiony 15-sto latek. - Burknął coś pod nosem i skierował wzrok w stronę sali.
-Wróciłem Panowie. - Oznajmił Diego, który dosiadł się do Kai'a i postawił przed nami 3 pełne szklanki.
-Mam nadzieję, że chociaż po tym zakręci się w głowie, bo ostatnio nawet nie czułem, że coś wypiłem. - stwierdzam biorąc dużego łyka alkoholu.
Po krótkiej chwili Diego prostuje się jak oparzony i spogląda na wejście do Klubu.
-Cholera to Fran przyszła z przyjaciółką. Powiedziałem jej, że oglądamy mecz u Ciebie. - parskam śmiechem i kieruję spojrzenie w tą samą stronę. Kiedy zauważam z kim dziewczyna mojego kumpla przyszła uśmiecham się i spoglądam na Kai'a. Podnosi swój wzrok z nad szklanki i ze zdziwieniem spogląda na mnie.
-Zobacz Twoja znajoma. - pokazuję mu szatynkę, która zajęła lożę wraz z Franceską niedaleko nas.
Kai spogląda na nią i krzywi się.
-Uwierz mi nie chcesz mieć z nią konfrontacji. Jeszcze takiego opierdolu nigdy nie dostałem. - spoglądam na niego ze zdziwieniem. Myślałem, że nikt nie pokona policjanta z wczoraj.
Kieruję wzrok na lożę dziewczyn i widzę znajomą twarz. Lahey.
~~~
-Proszę trzy Tequillę. - odpowiadam barmanowi, który przytakuję na moje zamówienie. Naglę obok mnie stoi postać Issac'a. Cóż za zbieg okoliczności.
-Szefie 2 Pina Colady i 1 Whisky. - wykrzykuje lekko wstawiony. 
-Lahey nie widzisz, że jest kolejka. -spoglądam na niego opierając się o blat. Brunet tylko słysząc mój głos zaciska szczękę. 
-Verdas, dawno Cię tu nie było. - kieruję swój wzrok na mnie z lekkim uśmiechem. Żebym Ci zaraz jej nie przestawił.
-Tak na przyszłość naucz swoją dziewczynę jeździć autem, bo przez jej głupotę mam skasowane auto. - Tak wiem, że to Kai. Lahey tylko kieruję wściekłe spojrzenie na mnie a ja wiem jak to za chwilę się skończy.
-Lepiej odejdź zanim ta pusta szklanka wyląduje na twojej pustej bani. -śmieje się pogardliwie.
Tak, lubię prowokować. 
-Nie pamiętasz jak to ostatnio się skończyło. Twoja Holly pewnie rzuciła Cię jak zobaczyła Twoją pobitą mordę. - Nie muszę długo czekać zanim Issac prostuje się. Postanawiam zrobić to samo. 
Może i jest wysoki ale ja niestety jestem wyższy..
-Mylisz się. Ja przynajmniej powstrzymuję się i nie podnoszę pięści na kobiety. - Trafił..
Momentalnie moja pięść ląduje na jego fałszywej mordzie. Nie wiecie jak bardzo uwielbiam go nawalać. Za to co zrobił mogę to robić za każdym razem. Nie przestaje puki ktoś nie odciąga mnie od jego marnej sylwetki. Ręce Diego i Kai'a przytrzymują mnie ale nie są zbyt skuteczne bo znów rzucam się na Isaac'a. Budzi mnie dopiero krzyk i wrzeszczenie jakiejś kobiety. 
-Isaac! Co tu się do cholery dzieje! - spojrzenie moje i szatynki spotykają się. Jej oczy momentalnie wyrażają gniew kiedy dostrzega Kai'a za mną. 
-To znowu Ty i Twój super nieuważny brat. - prostuję palce u rąk, żeby krew mogła swobodnie dopłynąć.
-Powinieneś go pilnować, chociaż widzę, że obaj jesteście tacy sami. - Spoglądam przez ramię na brata, który unika wściekłego spojrzenia szatynki. Podchodzę powolnym krokiem do niej.
-To Ty powinnaś trzymać swojego chłoptasia na krótkiej smyczy i wytłumaczyć mu, żeby nie wkręcał się w nie swoje sprawy! - syczę przez zaciśnięte zęby. Oczy nieznajomej momentalnie łagodnieją.  Kiedy odwracam się w stronę chłopaków słyszę ciche Dupek. Spoglądam na nią przez ramię i widzę jak próbuję docucić Lahey'a.
-Diego! Mieliście oglądać mecz u Leona! - wrzeszczy Francesca, która momentalnie podchodzi do naszego słodkiego grona.
-Spokojnie Fran my już wychodzimy i idziemy naprawdę oglądać mecz. - mówię już trochę spokojniej do dziewczyny Diego.
-Mam nadzieję, a z Tobą porozmawiam później. - wskazuje palcem na Diego.
-Ojj tak porozmawiamy Franuś... Nie tylko ja jestem winny.. - prycha Hernandez.
Jedyne co chcę to wrócić i napić się czegoś konkretniejszego.
~~~
Witam wszystkich!
Jak tam po Sylwestrze? Ja dopiero dzisiaj wróciłam i zrobiłam sobie jeden dzień wolnego więcej.
Zostawiam wam to coś u góry i zmykam.
Zapraszam do komentowania!
Istnieje również zakładka Bohaterowie, do której też zapraszam! #chamskareklama xDDD
Do następnego! ;*