niedziela, 2 lipca 2017

5. Wieczór panieński i kawalerski.



Wchodzę szybkim krokiem do biura, spóźniłem się na spotkanie. Mogę pożegnać się z podpisaniem umowy. Przyspieszam krok, widząc zdenerwowanego Diego, który na pewno czeka na mnie .
-Cholera, Verdas uduszę Cię musiałem przekonywać ich, że Twoja żona zaczęła rodzić i musiałeś ją zawieść do szpitala. - mówi szybko pokazując ręką na drzwi do sali gdzie zawsze odbywają się spotkania.
-Ale ja nie mam żony. - mówię. Brunet przekręca oczami. - Spanikowałem okey? Leć tam. - Pośpiesza mnie a ja szybko pcham mahoniowe drzwi.
-Witam, przepraszam za spóźnienie... - mówię i witam się z kontrahentami.
~~~
-Nie wierzę, że dali mi szansę i zgodzili się na tą umowę. - mówię i dziękuję w głowię. 
-Głupi ma zawsze szczęście. - mówi i uderza mnie pięścią w ramię, słyszę tylko jej śmiech.
-Nie pozwalaj sobie. - mówię i podchodzę stając na przeciwko niej. Kiedy spojrzała na mnie szybko odwróciła wzrok. Parskam śmiechem i odchodzę do swojego biurka. Violetta przyszła do mnie, ponieważ ją o to wczoraj prosiłem. Chcę z nią przeanalizować projekt budowy, a raczej finanse. 
-Pokaż mi to - mówi wskazując na leżące obok laptopa papiery dotyczące kosztów budowy. 
Po godzinie stwierdziła, że to dobra inwestycja. 
-Chcesz tu pracować? - pytam prosto z mostu. Kobieta odwraca się w moją stronę i patrzy dużymi oczami. -Co tak się patrzysz na mnie? - pytam powstrzymując śmiech. 
-Nie, nie mogę. Mogę Ci jedynie pomagać. - mówi i odwraca się na pięcie. 
-Dlaczego? Przecież dobrze nam się pracuje, znasz się na tym jesteś odpowiednia na to stanowisko. - mówię szybko i zatrzymuję ją w połowie drogi do windy. 
-Cholera, nie rozumiesz jakby Isaac się o tym dowiedział zabił by mnie i Ciebie. - prycham.
-Co? - dopowiada sycząc przez zęby. 
-Okey, jak chcesz. Mam nadzieję, że chociaż mi pomożesz? - pytam podchodząc do niej. 
-Jeśli będzie to konieczne. - mówi i odchodzi zostawiając mnie samego. 
~~~
Zaraz ma się zjawić Fran i Diego. Mają pomóc mi przystroić salon. Później mają do mnie przyjechać Ludmiła i Fede, raczej niczego się nie spodziewają.  Robię sobie kawę i zaglądam w karton z ozdobami. Pewnie po wszystkim zostanę ze sprzątaniem sam. Może zapłacę Kai'owi. Nie on nawet miotłą się nie umie posługiwać. Słyszę dzwonek do drzwi, więc podchodzę je otworzyć. Moim oczom ukazuję się Fran z promiennym uśmiechem i Diego. Witam się z nimi po czym dostrzegam jeszcze jedną osobę. Violetta. Podchodzi nieśmiało do drzwi i mówi ciche "Cześć".
-Cześć- odpowiadam i wpuszczam ją do środka. 
-To jak Leon  zabieramy się za ogarnianie tego wszystkiego. - mówi Diego. Podchodzę do niego z kawą. -A dasz mi się napić kawy? 
~~~
-Już są!! - krzyczy Violetta stojąca przy oknie. Wcale Cię nie widać.
- Dobra chodź tu. Ja im otworzę a wy krzyknijcie niespodzianka. - mówię i czekam przy drzwiach aż zadzwonią. Kiedy dzwonek rozbrzmiewa na cały dom, otwieram szybko drzwi. Razem z przyjaciółmi krzyczymy Niespodzianka. 
-Co to za okazja. - pyta zdziwiona Ludmiła.  Zapraszam ich do środka. 
-Dziś jest wasz wieczór panieński i kawalerski. - mówię podchodząc do szatynki i obejmuję ją ramieniem, która natychmiastowo strąca. Spoglądam na nią a ona morduje mnie wzrokiem. Nigdy jej nie zrozumiem. 
-Jezu mamy najlepszych przyjaciół. - mówi Fede i zbija piątkę ze mną i Diego. 
Siadamy razem na kanapie i zaczynamy nasze świętowanie. 
~~~
Jest już późno ale nam to nie przeszkadza, razem z chłopakami mamy nieźle wypite. No co chyba trzeba wypić za przyjaciela, który już niedługo będzie żonaty? Nie oceniajcie mnie.
-Zaraz wracam. - mówię i kieruję się do toalety. W tym czasie dzwoni dzwonek do drzwi. Kto to niesie? Może Kai zapomniał kluczy. Ma szczęście, że nie śpię.  
Wychodzę z pomieszczenia i widzę rozwścieczonego Lehay'a i Violettę próbującą go uspokoić.
-Jakim prawem wchodzisz do mojego domu, wiedząc, że Cię z niego wyrzucę na zbity pysk. - mówię podchodząc szybko do niego. - Przyszedłem po swoją dziewczynę, i nie spinaj się tak Verdas. - odpowiada i klepie mnie po ramieniu. Automatycznie moja pięść ląduje na jego krzywej twarzy. 
Chcąc dokończyć to co zacząłem chce podejść do Isaac'a ale zatrzymuje mnie Fede z Diego. 
-Violetta wychodzimy. - mówi stanowczo i chce wyjść z mojego mieszkania. 
-Nie. - słyszę sprzeciw ze strony szatynki. - Świętuję ze swoimi przyjaciółmi. - mówi i podchodzi do Lahay'a. - Chodź na chwilę na zewnątrz. - prosi ją na co przytakuje i wychodzą. Przysięgam gdyby nie chłopacy to dawno był by nieprzytomny. Po chwili do domu wbiega zapłakana Violetta i trzyma się za policzek. -Zabiję go! - krzyczę i doganiam tego chorego dupka.
Kiedy chwyta za klamkę od samochodu odwracam go i uderzam z całej siły nie przestając. Wymierzam ciosy bez opamiętania. W tym czasie udaje mu się uderzyć mnie, ale nie przejmuje się tym tylko dalej moja pięść obija się o jego twarz. Bije bez opamiętania. Nagle czuje równie silne ramiona odciągające mnie od ledwo żywego Isaac'a.  Diego prowadzi mnie do domu i każe uspokoić. Ostatni raz miałem tak rok temu tylko nikt mnie nie odciągnął. Siadam na kanapie i patrzę się bez celu na ścianę. Lu spogląda na mnie z lekkim strachem w oczach, tak samo jak Fran.
-Może idźcie do Violetty. - proponuje Federico. -Ja muszę pogadać z Leonem. - dopowiada i skupia swoje spojrzenie na mnie. Spoglądam na niego spod rzęs.
-Nie przypomina Ci coś ta sytuacja? - pyta a ja odwracam wzrok. - Chciałeś powtórzyć historię z przed roku jak prawie zabiłeś Tyler'a? - dopowiada. Prycham.
-Za tamto też należy się Lehay'owi. Pasquarelli tylko kręci głową i wstaje z kanapy.
-Powinieneś nad tym panować. - dopowiada i idzie do Diego, który woła go wcześniej aby odwieźć
tego śmiecia do szpitala.


"Mylisz się. Ja przynajmniej powstrzymuję się i nie podnoszę pięści na kobiety."


Jakoś minąłeś się z celem Lehay.

 Postanawiam zobaczyć co z Violettą, zamknęła się w mojej łazience i nie chce otworzyć nawet dziewczyną. Podchodzę powoli w stronę dziewczyn posyłając im spojrzenie, którego unikają.
Odsuwają się od drzwi, dzięki czemu mam lepsze dojście.
Pukam cicho. Słyszę tylko cichy szloch zza drzwi.
-Violetta, otwórz. - mówię cicho nie chcąc jeszcze bardziej wystraszyć Castillo. Żadnego odzewu.
-Chociaż wpuść mnie do środka bo ze mną też nie jest najlepiej. Wezmę plastry i wychodzę. - mówię i dopiero moje rozcięcia dają o sobie znać, ponieważ zaczynają piec. Słyszę ciche kroki, a za chwilę przekręcanie zamka. Pcham lekko drzwi i widzę zapłakaną szatynkę. Podchodzę do lustra i otwieram je wyjmując opakowanie plastrów. Zamykam lustro i przyglądam się swojej twarzy. Krew cieknie z mojego łuku brwiowego. Spoglądam w odbiciu na dziewczynę. Dalej szlocha. Podchodzę do niej i podaje jej rękę. -Chodź. - mówię kiedy spogląda na mnie zaszklonymi oczami. Ujmuje moją dłoń i staje na przeciwko mnie.  Odwracam się do umywalki i wyjmuje spod niej czysty ręcznik.
Mocze go w zimnej wodzie i wyżynam go jak najmocniej. Przykładam jej do zaczerwienionego policzka, uważając na jej rozcięty policzek. Spoglądam w jej oczy, które są pełne bólu.
Tak bardzo jest mi jej szkoda. -Daj opatrzę Ci policzek. - mówię i sięgam po wacik i wodę utlenioną.
Nalewam ją na miękki puch i przykładam do jej małego rozcięcia. Momentalnie syczy z bólu i chwyta moją dłoń. Posyłam jej przepraszające spojrzenie ale o dziwo Violetta lekko uśmiecha się do mnie. Odkładam płatek lekko ubrudzony jej krwią. Odklejam plaster i naklejam na jej kość jarzmową. -Gotowe. - stwierdzam i odwracam się do lustra chcąc zająć się swoimi trochę większymi śladami. Orientuję się, że moja koszula jest cała we krwi mojej i Lehay'a.
-Daj. - słyszę za sobą a po chwili szatynka ujmuje moją dłoń i zabiera wacik nasączony wodą utlenioną. Odwracam się do niej i lekko opieram o umywalkę. Castillo starannie ściera już zaschniętą krew z mojej twarzy przelotnie spoglądając na moje oczy, które obserwują jej skupienie na twarzy.
-Wiesz, że nie musisz tego robić. - zaczynam kiedy przemywa okolice pod moim nosem.
-Ty też nie musiałeś. - odpowiada cichym, trochę zachrypniętym głosem. -Ale dziękuję. - dodaje i posyła mi uśmiech, którego aż ciężko  nie odwzajemnić.
~~~

BUUUM! Jest 5. Podoba mi się ten rozdział, i jest nawet dość długi.
Nie będę się rozpisywać na jego temat, to wasza robota hihi <3
Zakochałam się w robieniu krótkich Editów czy jak to tam się nazywa. 
Jeśli ktoś chce zobaczyć mój pierwszy to niech napiszę, podeślę. :)
Do następnego!

CHCE ZOBACZYĆ CHOCIAŻ JEDEN KOMENTARZ :) 






czwartek, 29 czerwca 2017

Pytanie!

Nastąpiła ta chwilą, w której zwątpiłam. Zastanawiam się czy jest sens pisania cokolwiek na tym blogu. Nikt go nie odwiedza, nikt nie daje znaku życia w komentarzu co mnie smuci, ponieważ komentarze były dla mnie dobrym znakiem. Także pytam i proszę o odpowiedź w komentarzu!

Czy prowadzić tego bloga dalej czy dać sobie spokój?


 Jest to dla mnie oderwanie i po skumulowaniu się wszystkich pomysłów postanawiam coś tu napisać.  Wiem, że ostatnio była duża przerwa, ale szkoła. Parę projektów, własna wystawa.
TAK ZGADZA SIĘ MIAŁAM WYSTAWĘ. :)
Trochę to zabrało czasu, ponieważ nie było mi tak łatwo zrobić te projekty. W ostatnim terminie je oddałam, ale to mało ważne.  Zostawmy moje życie w spokoju ;D


Zostawiam wam to pytanie i biorę się za pisanie rozdziału, chociaż sama nie wiem dla kogo :)

Pa :)

czwartek, 15 czerwca 2017

4.Przeszłość

Budzi mnie głośny dzwonek. Kiedy uświadamiam sobie, że skończył się mój upragniony weekend klnę i sięgam po telefon, aby wyłączyć dudniący mi w uszach budzik. 7:00. Pomyślicie sobie, że to nie jest tak rano. Jestem człowiekiem, dla którego 10 to jest wcześnie. Teoretycznie mogę chodzić do pracy na którą chcę ale wolę wstać szybciej, zrobić wszystko i wrócić do domu.
Kiedy ubiorę się i ogarnę swój wygląd idę zrobić sobie kawę. Schodząc na dół widzę Kai'a, który leży na kanapie i najwidoczniej śpi przykryty swoją kurtka. Podchodzę cicho do niego i krzyczę:
-Wstawaj! - Młody podnosi się nagle do pozycji siedzącej i łapie się za głowę.
-Czy Ciebie do końca powaliło? - Pyta i chowa swoją twarz w dłoniach.
-Powaliło może nie, to tylko zemsta za wczoraj. - Uśmiecham się do niego i ruszam przygotowywać kawę. Słyszę tylko ciche warknięcie z jego strony.
-Dzisiaj masz się stawić u taty w firmie. - Mówię czym dołuję go jeszcze bardziej.
-Dlaczego? - Pyta wstając z kanapy. -Przecież ja tam nie pracuję. - Dopowiada.
-No właśnie chce Ci dać szansę. - Odpowiadam pijąc gorącą ciecz.
~~~
-Diego to jak z tą niespodzianką? - zwracam się do przyjaciela stając obok niego.
-Cóż myślałem nad tym z Fran i mam małe pytanie do Ciebie. - odpowiada i spogląda na mnie. 
-Zgodziłbyś się na to, żeby ta impreza była u Ciebie? - pyta.
-Dlaczego niby u mnie, mam mniejsze mieszkanie. -odpowiadam.
-No wiesz przyjechali teściowie, a wolę nie robić przy nich imprez. - odpowiada.
-Psujesz mi okazję poderwania matki Fran. - wypalam udając pretensje.  Spokojnie, żartuje. Wasz Leon nie leci na starsze kobiety.  Diego tylko lekko śmieje się z moich słów. Czyli jeszcze ma jakiś rozum.
-Słuchaj muszę lecieć. Mam jeszcze trochę papierów do przejrzenia. - mówię żegnając się tym z brunetem.
Kiedy wchodzę do gabinetu zastaję tam mojego Ojca.
-Coś się stało, tato? -Pytam widząc jego zły wyraz twarzy.
-Musimy poszukać nowej sekretarki. Noelia nic nie potrafi załatwić.
-Wyrzuciłeś ją? - pytam, ponieważ nie chce jej przekazywać tej złej informacji.
-Tak, trzeba jak najszybciej znaleźć kolejną. - odpowiada i wychodzi z mojego miejsca pracy. Nie wiem, która to już sekretarka, ojcu nigdy żadna nie pasuje.
Nie wiem jak szybko znajdę kolejną chętną na to stanowisko.
~~~
Zastanawiam się czy to dobry pomysł żeby ta impreza odbyła się u mnie. Jeśli Castillo przyjdzie, co jest pewne, możliwe że Lahey też się pojawi. Jego na pewno nie wpuszczę do własnego mieszkania.
Mam nadzieję, że zatrzaśnie się w jakiejś windzie i nie będzie mógł wyjść przez cały dzień. 
Idę w stronę parkingu kiedy w oddali widzę szatynkę. Kiedy mnie zauważa posyła lekki uśmiech, który po paru sekundach znika. Postanawiam podejść i spytać o jutrzejszą imprezę.
-Cześć, gdzie się wybierasz? - pytam zaczynając jakiś temat.
-Od kiedy Cię to obchodzi? -odpowiada. Zobaczcie jakie kobiety są zmienne, najpierw się do mnie uśmiecha a teraz już chamsko się odzywa. Ja was nie ogarniam!
-Właściwie nie obchodzi, ale chciałem zacząć jakiś temat. - mówię patrząc w jej czekoladowe oczy, co najwidoczniej ją peszy bo odwraca ode mnie wzrok co kilka sekund.
-Więc? - pyta. Upijam łyk gorącej kawy, która nie jest wyjątkowo dobra.
-Chciałem się spytać czy przychodzisz jutro na tą niespodziankę dla Fede i Ludmiły. - odpowiadam czym trochę dziwię Castillo.
-To jest jutro? - pyta wyciągając mały kalendarzyk z torebki, która idealnie pasuje do jej stroju.
-O cholera, więc muszę iść na zakupy a miałam nadzieję, że mogę spokojnie iść do domu. - śmieje się. Podoba mi się jej śmiech. 
-Raczej nie trzeba się stroić, jak się upijesz ładny strój nic nie da.- odpowiadam po czym kolejny raz słyszę melodyjny śmiech szatynki.
-Nie idę po ciuchy. - mówi po czym wyrywa mi kawę z dłoni i posyła uśmiech. Nie powiem zaimponowała mi tym. Po chwili wymija mnie i idzie w stronę pobliskiego marketu.
-Jak chcesz mogę Ci postawić kawę. - mówi, kiedy odwraca się w moją stronę i posyła cwany uśmiech.
~~~
-Wiec impreza jest u Ciebie? - pyta na co skinam głową. -Więc jeśli chcesz przyjść to zamknij swojego man'a w jakiejś piwnicy, żeby nie przylazł. - upijam kolejnego łyka kawy. Pomyślicie sobie pewnie Leon tak fajnie wam się rozmawia czemu to psujesz. Otóż wyjaśnię wam. Po pierwsze nie chcę psuć niespodzianki Ludmile i Fede, a po drugie jeśli będę pijany to może się to źle dla niego skończyć.
-Isaac nie wie nawet o tej imprezie. - mówi bez emocji. Zaskoczyła mnie, normalnie by nawrzeszczała na mnie. -A tak w ogóle, dlaczego wy tak siebie nienawidzicie? - pyta czym dołuje mnie, ponieważ miałem nadzieję, że nie będę musiał już tego nigdy wspominać.
-Powiem Ci szczerze. Z jednej strony powiedziałbym Ci to, żebyś wiedziała co zrobił ale nie chcę żebyś cierpiała i czuła się nie pewnie w swoim związku. - spogląda na mnie spod rzęs.
-Nie sądzisz, że powinnam wiedzieć o jego przeszłości? -pyta tym samym  cięgnie ten temat dalej.
-Lepiej się nad tym zastanów. - odpowiadam po dłuższej chwili. -Słuchaj muszę już iść mam jeszcze parę papierów do ogarnięcia, więc muszę jechać po nie do biura. - mówię kiedy zapada niezręczna cisza.
-Pomóc Ci? Trochę się na tym znam. - pyta Castillo co mnie trochę dziwi. Patrzę na zegarek i widzę godzinę 17. -Nie chcę Cię zatrzymywać, bo to zajmie trochę czasu. Lehay będzie się martwić. - szatynka tylko prycha na moje słowa. - Chodź. - odpowiada i ciągnie mnie w stronę wyjścia z lokalu.
~~~
-Ładnie mieszkasz. - mówi szatynka rozglądając się po mieszkaniu. Uśmiecham się do niej i zdejmuję swoją marynarkę. -Rozgość się a ja szybko pójdę się wykąpać. - mówię i wbiegam po schodach do swojej sypialni zgarniając swoje dresy i zwykły t-shirt.
Po chwili wychodzę z łazienki i widzę szatynkę przeglądającą dokumenty.
-Mogłaś poczekać na mnie. - mówię podchodząc do kanapy na środku salonu. Dosiadam się do niej i biorę część dokumentów.
-Czemu ich tak dużo? Z tego co się orientuję to praca sekretarki. - mówi. Wzdycham i przelatuję wzrokiem po kartce.
-Mój ojciec ją zwolnił. Nie wiem jak i gdzie znajdę nową, ale jak na razie ja muszę się z tym uporać.
-Mogę ją zastąpić na czas aż nie znajdziesz nowej. - proponuję czym mnie zadziwia.
-Jeśli chcesz, zgoda. - odpowiadam posyłając jej szczery uśmiech, który odwzajemnia. -Dziękuję za pomoc.- dopowiadam.
~~~

Hej? Tak wiem dłuuugo mnie nie było ale chciałam dobrze zakończyć rok szkolny. Udało Się :)
Zostawiam wam/Ci bo nie wiem czy ktoś tu jeszcze jest, ten rozdział.  Do następnego kiedyś. :D
















sobota, 14 stycznia 2017

3.Hej skarbie..

"We could be,
We could be anything tonight, just tell me everything you like
Can't you see,
We could be something if we tried, just tell me how to make you mine."

Otwieram gwałtownie oczy słysząc głośną muzykę. Czy ja nigdy nie mogę się wyspać? Marzyłem o tym po całym tygodniu pracy. Wyskakuje z  łóżka jak oparzony i zbiegam szybko na dół.
Przysięgam, że niedługo wywalę Kai'a. Ten gnojek działa mi na nerwy.
-Czy ty wiesz, która jest godzina? - pytam ściszając program muzyczny. Kai podnosi głowę z nad telefonu. -Jedenasta? - mrużę oczy i zaciskam szczękę.
-To co, daj się wyspać. - odwracam się by iść do kuchni zrobić sobie kawę.
-Radzę Ci się pośpieszyć, zaraz przyjedzie Fede. - przysięgam, że go uduszę.
-Po co? - pytam
-Ma jakieś interesy do Ciebie. - kiwam głową i powracam do robienia kawy.
 Po wypiciu cieczy, która przywraca mnie do żywych idę wsiąść prysznic, który dodatkowo mnie obudzi.
-Leon! - słyszę z dołu. Rzeczywiście szybko przyjechał. Zdążyłbym się wyspać 10 razy.
Schodzę do salonu a w oczy rzuca mi się postać Federico, który zawzięcie rozmawia przez telefon.
-Jestem. - odpowiadam zarzucając na siebie czarną bluzę.
-Okey, zaraz będziemy. - widząc mnie odpowiada szybko i rozłącza się.
-Gdzie mnie zabierasz? - pytam kiedy zwraca całą uwagę na mnie.
-Kumplu, potrzebuje Cię przy wyborze garnituru. - patrzy na mnie z nadzieją. Żałujcie, że tego nie widzicie.  Nie wytrzymuje i wybucham śmiechem.
-Okey, pomogę Ci. - klepie go po ramieniu i ruszam z nim do wyjścia.
-Jeszcze musimy podjechać do mnie do domu. - informuje mnie. Kiwam lekko głową.
Kiedy podjeżdżamy na podjazd Fede opuszcza auto tłumacząc, że idzie zawołać dziewczyny.
Czyli Lu będzie z koleżanką. Wyciągam telefon aby sprawdzić czy przypadkiem ktoś nie dzwonił. Diego, trzy nieodebrane połączenia. Pewnie głośna muzyka w samochodzie Pasquarelli'ego zagłuszyła dźwięk telefonu. Oddzwaniam szybko do Hernandeza.
Słysząc śmiech Ludmiły rozłączam się szybko, aby przypadkiem nie usłyszeli o czym z nim rozmawiam. Kiedy wszyscy wsiedli do auta Ludmiła postanowiła przedstawić mi swoją koleżankę. 
-Leon Ty pewnie nie znasz Violetty? Poznajcie się.
-Leon Ver... - nie dokańczam kiedy widzę tą samą kobietę co na komisariacie i wczoraj na imprezie. 
-Verdas. - dokańczam podając jej rękę i sztucznie się uśmiechając. Szatynka jest w takim samym szoku co ja przed chwilą. Widzę tylko jak jej szczęka zaciska się a spojrzenie zmienia na pełne pogardy. Ściska moją dłoń i z odwzajemnionym, równie sztucznym, uśmiechem odpowiada.
-Violetta Castillo. - wpatruję się w nią puki ona sama nie odwróci wzroku. 
Nie żeby coś ale lubię jak ona się denerwuję. 
~~~
-Chłopie ty kiedyś widziałeś wygląd Pana Młodego? - pytam kiedy pokazuje mi kolejną koszulę. On nie ma pojęcia o niczym.
-Tak, ale wiesz Luśka chce, żeby było oryginalnie. - przewracam oczami.
-No dobra, ale to nie znaczy, że masz się ubrać jak klown. Ludzie sobie pomyślą o pewnie Pan Młody zwiał i żeby poprawić humor wynajął dziwaka, żeby zabawił ludzi. Bierz białą koszulę i mnie nie denerwuj. - Fede zrezygnowany odwiesza pstrokatą koszulę na miejsce i bierze ode mnie pierwszą, którą mu poleciłem. 
Wychodzimy ze sklepu i widzimy Ludmiłę o dziwo nie ma przy niej Violetty. 
-Blondyna gdzie twoja przyjaciółeczka? -pytam kiedy podchodzimy do niej.
-Jest jeszcze w sklepie.  Przyszłam was spytać czy chcecie kawę? - Obaj kiwnęliśmy twierdząco głową.
-Fede chodź pomożesz zabrać mi się z tym wszystkim. - Mówi pokazując wszystkie torby.
-Daj mi to Lu. - odpowiada i chwyta za torby prawdopodobnie z ciuchami. Kiedy ruszają na przód chce podążać za nimi ale blondynka odwraca się w  moją stronę.
-Leon możesz iść po Violette, spotkała znajomą w tym sklepie na rogu, wiec pewnie nadal tam jest. - Przewracam oczami i kieruję się w wyznaczone miejsce. Dlaczego zawsze ja. 
Wpatrując się w podłogę wpadam na jakąś osobę. Podnoszę wzrok i moje spojrzenie spotyka się z czekoladowymi oczami Castillo.
-Hej skarbie. - mówię posyłając jej sztuczny uśmiech. Violetta tylko mamrocze coś pod nosem.
-Nie nazywaj mnie tak! - Syczy.
-Dobrze, skarbie. - Szatynka posyła mi tylko groźne spojrzenie.
-Dlaczego tu przyszedłeś? - pyta podążając wzdłuż korytarza. Szybko ją doganiam.
-Ludmiła mnie prosiła. Sam z siebie bym nie przyszedł. - Brązowooka zaśmiała się na moje słowa.
-No tak zapomniałam. Jesteś przecież tak pewny siebie, że masz wszystko gdzieś. - Prycham na jej słowa.
-Rusz się lepiej bo Ludmiła kupiła kawę a ja nie lubię zimnej. - Kolejny raz przewraca oczami.
-Zadufany w sobie dupek. - powiedziała cicho ale udało mi się to doskonale usłyszeć, ponieważ byłem obok.  Przybrałem uśmiech na twarzy i podążałem z szatynką do kawiarni, w której czekała na nas Ludmiła z Federico.
~~~
Hej, przedstawiam wam trzeci rozdział.
Średnio mi się podoba ale coś zostawić muszę.
Nudny, ale w następnym może coś się ciekawego wydarzy. =)
Do następnego!


poniedziałek, 2 stycznia 2017

2.Mecz u Ciebie.

-Czy ty już nigdy nie ruszysz się na imprezę? - pyta Kai, który razem z Diego od 20 minut próbują namówić mnie na wyjście do Klubu. Nie uśmiecha mi się iść znów tam po ostatnich atrakcjach.
-Czy ja jestem jedynym waszym znajomym?  Rozumiem Kai'a, bo nikt go nie lubi, ale ty Diego? - obaj spoglądają na siebie i chyba lekko wkurzeni zrywają się z miejsca.
-Zaciągniemy Cię tam siłą. - stwierdza Diego i obaj łapią mnie pod ramię i prowadzą do wyjścia z mojego mieszkania.
Wyrywam się z ich sidł i staje w miejscu. Odwracają się w moją stronę i patrzą jak na głupka.
-No chyba nie myślicie, że pójdę w dresach. - Wskazuję na swoje dość duże spodnie i kieruję się do swojej garderoby. Trzeba się doprowadzić do normalnego stanu. Mam nadzieję, że żaden idiota nie popsuję mi zabawy.
~~~
-Idę zamówić nam coś na poprawienie humoru. - mówi Diego od razu po dotarciu do loży. Rozglądam się po sali, która idealnie widać z naszego miejsca.
-Chyba zmniejszyli minimalny wiek, bo dzieciarnia opanowała sale. - Kai śmieje się pod nosem.
-To po prostu Ty jesteś stary, limit wciąż ten sam. - mierzę go wzrokiem i dogryzam.
-Ja przynajmniej wyglądam na swój wiek. Powinieneś się zacząć martwić bo wyglądasz jak niedożywiony 15-sto latek. - Burknął coś pod nosem i skierował wzrok w stronę sali.
-Wróciłem Panowie. - Oznajmił Diego, który dosiadł się do Kai'a i postawił przed nami 3 pełne szklanki.
-Mam nadzieję, że chociaż po tym zakręci się w głowie, bo ostatnio nawet nie czułem, że coś wypiłem. - stwierdzam biorąc dużego łyka alkoholu.
Po krótkiej chwili Diego prostuje się jak oparzony i spogląda na wejście do Klubu.
-Cholera to Fran przyszła z przyjaciółką. Powiedziałem jej, że oglądamy mecz u Ciebie. - parskam śmiechem i kieruję spojrzenie w tą samą stronę. Kiedy zauważam z kim dziewczyna mojego kumpla przyszła uśmiecham się i spoglądam na Kai'a. Podnosi swój wzrok z nad szklanki i ze zdziwieniem spogląda na mnie.
-Zobacz Twoja znajoma. - pokazuję mu szatynkę, która zajęła lożę wraz z Franceską niedaleko nas.
Kai spogląda na nią i krzywi się.
-Uwierz mi nie chcesz mieć z nią konfrontacji. Jeszcze takiego opierdolu nigdy nie dostałem. - spoglądam na niego ze zdziwieniem. Myślałem, że nikt nie pokona policjanta z wczoraj.
Kieruję wzrok na lożę dziewczyn i widzę znajomą twarz. Lahey.
~~~
-Proszę trzy Tequillę. - odpowiadam barmanowi, który przytakuję na moje zamówienie. Naglę obok mnie stoi postać Issac'a. Cóż za zbieg okoliczności.
-Szefie 2 Pina Colady i 1 Whisky. - wykrzykuje lekko wstawiony. 
-Lahey nie widzisz, że jest kolejka. -spoglądam na niego opierając się o blat. Brunet tylko słysząc mój głos zaciska szczękę. 
-Verdas, dawno Cię tu nie było. - kieruję swój wzrok na mnie z lekkim uśmiechem. Żebym Ci zaraz jej nie przestawił.
-Tak na przyszłość naucz swoją dziewczynę jeździć autem, bo przez jej głupotę mam skasowane auto. - Tak wiem, że to Kai. Lahey tylko kieruję wściekłe spojrzenie na mnie a ja wiem jak to za chwilę się skończy.
-Lepiej odejdź zanim ta pusta szklanka wyląduje na twojej pustej bani. -śmieje się pogardliwie.
Tak, lubię prowokować. 
-Nie pamiętasz jak to ostatnio się skończyło. Twoja Holly pewnie rzuciła Cię jak zobaczyła Twoją pobitą mordę. - Nie muszę długo czekać zanim Issac prostuje się. Postanawiam zrobić to samo. 
Może i jest wysoki ale ja niestety jestem wyższy..
-Mylisz się. Ja przynajmniej powstrzymuję się i nie podnoszę pięści na kobiety. - Trafił..
Momentalnie moja pięść ląduje na jego fałszywej mordzie. Nie wiecie jak bardzo uwielbiam go nawalać. Za to co zrobił mogę to robić za każdym razem. Nie przestaje puki ktoś nie odciąga mnie od jego marnej sylwetki. Ręce Diego i Kai'a przytrzymują mnie ale nie są zbyt skuteczne bo znów rzucam się na Isaac'a. Budzi mnie dopiero krzyk i wrzeszczenie jakiejś kobiety. 
-Isaac! Co tu się do cholery dzieje! - spojrzenie moje i szatynki spotykają się. Jej oczy momentalnie wyrażają gniew kiedy dostrzega Kai'a za mną. 
-To znowu Ty i Twój super nieuważny brat. - prostuję palce u rąk, żeby krew mogła swobodnie dopłynąć.
-Powinieneś go pilnować, chociaż widzę, że obaj jesteście tacy sami. - Spoglądam przez ramię na brata, który unika wściekłego spojrzenia szatynki. Podchodzę powolnym krokiem do niej.
-To Ty powinnaś trzymać swojego chłoptasia na krótkiej smyczy i wytłumaczyć mu, żeby nie wkręcał się w nie swoje sprawy! - syczę przez zaciśnięte zęby. Oczy nieznajomej momentalnie łagodnieją.  Kiedy odwracam się w stronę chłopaków słyszę ciche Dupek. Spoglądam na nią przez ramię i widzę jak próbuję docucić Lahey'a.
-Diego! Mieliście oglądać mecz u Leona! - wrzeszczy Francesca, która momentalnie podchodzi do naszego słodkiego grona.
-Spokojnie Fran my już wychodzimy i idziemy naprawdę oglądać mecz. - mówię już trochę spokojniej do dziewczyny Diego.
-Mam nadzieję, a z Tobą porozmawiam później. - wskazuje palcem na Diego.
-Ojj tak porozmawiamy Franuś... Nie tylko ja jestem winny.. - prycha Hernandez.
Jedyne co chcę to wrócić i napić się czegoś konkretniejszego.
~~~
Witam wszystkich!
Jak tam po Sylwestrze? Ja dopiero dzisiaj wróciłam i zrobiłam sobie jeden dzień wolnego więcej.
Zostawiam wam to coś u góry i zmykam.
Zapraszam do komentowania!
Istnieje również zakładka Bohaterowie, do której też zapraszam! #chamskareklama xDDD
Do następnego! ;*


czwartek, 29 grudnia 2016

1.Pasożyt..

-Jak to rozwaliłeś moje auto!? - pytam Kai'a czując jak podnosi mi się ciśnienie. 
-No normalnie zagapiłem się i wjechałem jakiejś lasce w bok.- zaciskam mocno powieki by nie nawrzeszczeć na tego młodego pasożyta..
-I co teraz? - pytam chcąc się dowiedzieć czy ma jakieś kłopoty. Po cholerę godziłem się na pożyczanie mu auta.
-Policja mnie zgarnęła... -wzdycham ciężko i czekam aż dokończy. - Leon błagam wyciągnij mnie wiesz, że jak ojciec się dowie to obaj będziemy mieć kłopoty. - a już się cieszyłem, że będę mieć długi weekend bez problemów. Nie polecam mieć brata..
-Wyślij mi ulicę zaraz będę..- rozłączam się i idę do garażu. Jak dobrze, że mam dwa samochody..
~~~
-Tak panie władzo.. To się nigdy nie powtórzy. - zapewnia Kai a ja stoję i śmieję się pod nosem. Takiego ochrzanu nawet od ojca nigdy nie dostał.
-Będziesz ciężko pracował na to auto. - strzelam Kai'a przez głowę i jak najszybciej pcham go do wyjścia. Kai się nie odzywa tylko wkurzony idzie z wysoko podniesioną głową. To ja tu powinienem dawno nie opanować sytuacji. Kiedy mijamy drobną szatynkę, która morduję wzrokiem Kai'a wiem, że to ona była poszkodowaną. Mój brat tylko przelotnie na nią patrzy i jeszcze szybciej wychodzi z budynku. Ciekawe czy ją chociaż przeprosił. Wątpię. Cofam się szybko i staję na przeciwko dość niskiej kobiety. 
-Chciałem przeprosić za młodego.. Właściwie to moja wina bo dałem mu auto. - szatynka spogląda na mnie z pod rzęs i zatrzymuję na chwilę wzrok. Czekoladowe oczy..
-Co mi po tych przeprosinach i tak samochód się nie naprawi. - jeszcze przez chwilę spogląda na mnie ale po chwili odwraca wzrok.  I czar prysł.
Wsiadam do auta i w ciszy ruszam do domu. Jedyne co chcę teraz to napić się whisky.
~~~
-Leon.. Sory nie chciałem tego. Pokłóciłem się z Melanie i mamy ciche dni. Sprawdzałem akurat wiadomość od niej i tak wyszło. Jeśli Cię to pocieszy postanowiła ode mnie odejść. - nalewam do szklanki trochę trunku i podaję ją bratu.
-W sumie trochę się cieszę bo ona była strasznie wkurzająca, chociaż Ty też jesteś.. więc do siebie pasujecie. - uśmiecham się ironicznie do Kai'a a on tylko wywraca oczami. - A auto i tak było stare. - Młody tylko wzdycha z ulgą tak jakby czekał na te słowa. 
-Uwielbiam Cię bracie!! - wstaje i szybko zawiesza się na mnie.. Boże on zawsze będzie dzieckiem. Klepie go tylko po plecach.
-W sumie ładna ta dziewczyna co rozwaliłeś jej samochód. - Kai spogląda na mnie ze zdziwieniem.
-Skąd wiesz? - pyta. 
-Ktoś musiał ją przeprosić za Ciebie bo tobie nie wpadł do tej pustej głowy taki pomysł. - kiwa lekko głową.
-Jeśli chcesz daj mi drugie auto to znajdę Ci jeszcze ładniejszą. - śmieje się i spogląda na mnie zachęcająco. Prycham ze śmiechem na jego słowa.
-Żeby moja pięść zaraz nie znalazła twojej twarzy. - młody cofa się parę kroków a jego mina zrzędnie. 
Boże czy ja sobie na to zasłużyłem?  W sumie..




Tak oto prezentuję się 1 rozdział.. Nudny, ja wiem..
Pewnie zaistniało pytanie (chociaż wątpię) gdzie ona była, co się stało z tym blogiem?
Otóż miałam mały problem.. Ale mniejsza z tym.. 
Mam małe pytanko, jak podoba wam się nowy wygląd? 
Jorge z czarnymi skrzydłami :))
A co do Gifów. Nie dziwcie się, że co chwilę będzie  dotyczył Stefana lub Damona. Uwielbiam ich no co :<
Do następnego ;*

00. Prolog!



Własne trudności nie dają mi normalnie funkcjonować...
Strach przed ponownym skrzywdzeniem kogoś...
Życie nigdy nie wróci do normy...
Zawsze zostanę pieprzonym AGRESOREM...
~Leon